piątek, 4 marca 2016

Popołudniowa refleksja....zasłyszane - wyczytane - zanotowane-zacytowane...


Od najmłodszych lat lubiłam czytać i pisać..
Przez lata prowadziłam zapiski tzw. dnia codziennego,
pisałam różne myśli, cytaty...
Oto klika z nich - "Ludzie bezdomni" Stefana Żeromskiego:


https://pixabay.com/pl/jezioro-l%C3%BCner-chmury-mirroring-wody-475819/


25 marca.
[...]  Czuję, że coś w mej duszy, jakaś dawniejsza jej władza —przestała istnieć, a to, co zostało,jest dla mnie już na nic. Jest to tchórzliwe i oziębłe. Nic już nowego na ziemi zrobić nie potrafię. Są jeszcze dobre istoty, które cenią we mnie i te resztki, ale ja sama czyż mogę przystać na myśl, żeby jakąkolwiek wartość nadawać czemuś, co jest jak nędzny łachman, pozostały z dawnej odzieży. Był czas, kiedy sądziłam, że jestem zdruzgotana ze szczętem. Dziś widzę, że tak nie jest.


Złamane jest tylko moje osobiste szczęście.


Chcę rozbudzić w sobie siłę życia, biczuję się wspomnieniem panny L., biorę się pazurami do robót ciężkich. Ale to wszystko, to wszystko…


Takie mam ciągle uczucie, jakby mi ktoś podpowiadał, co trzeba, uczył mię, jak trzeba, wysilał na to duszę swoją, a ja mu stale, z chłopska nie dowierzam. Często przybiega do mnie to ta, to owa znajoma i mówi o swych strapieniach. Wówczas mię to „mile zajmuje”, ale w sposób bardzo zbliżony do wzgardy. Myślę sobie patrząc na łzy cudze, jak szczęśliwymi są ci, co takie tylko wylewają.


Ja milczę.


Znam jedno mądre słowo, o którym Wacek nic nie wiedział.


Słowo: Hart sei![173]     sei hart! [zaj hart] (niem.) twardym bądź!; F. Nietzsche Tako rzecze Zaratustra (1883 r.).


Byłby mię zabił wzrokiem, gdybym mówiła, że życie trzeba kochać nade wszystko.


26 marca.


Często teraz wcale nie wiem, co jest dobre, a co złe. Zdaje się, że nic „złego” nie robię, ale też żadnej nie mam pewności, że takie sprawowanie ma jakąkolwiek wartość. Chwilami wydaje mi się, że „dobrym” uczynkiem byłoby właśnie wręcz coś innego. Rozumieć rozumiem wszystko tak samo jak przedtem, tylko żadne już pewniki nie mogą mną władać.


27 marca.


Na cóż się zda cierpienie?


Czy można wierzyć, że taka męka jest zwyczajną, ordynarną koniecznością? Czyją? Gdy długie dnie są tym wypełnione, staje się ono dla umysłu niepojętą zagadką, tajemnicą udręczającą, której znaczenie, nad wyraz doniosłe, ukryte a władcze, jak ptak mistyczny krąży nad głową.


Czarny, złowieszczy kruk niedoli! [...]


  [...] Tęsknota, tęsknota…


Uczucie najbardziej niewypowiedziane, stan próżny wszelakiej ulgi, ucisk serca ciągły i jednostajny.....





3 kwietnia.

Tęsknota
Już sama nie wiem, czego chcę. Tęsknię, a raczej usycham z tęsknoty. Chciałabym pójść, uciec… Jestem jak człowiek bardzo chory, który sam nie wie, co go najwięcej boli. Źle mu jest, a poruszyć się nie ma siły. Gdyby zresztą zdołał, to i zmiana położenia szkodę mu przynieść może.


5 kwietnia.


Zdaje mi się, że gdybym mogła usłyszeć trochę dobrej muzyki, może bym była tak samo nieszczęśliwa, ale mniej bezradna. Łzy silniejsze są niż wola. Dlatego cierpię i nic w sobie zmienić nie umiem. Wszystko pozostaje tak, jak było, te same cele, te same obowiązki. Rozumiem to i wciąż jestem bez sił. Nie mogę się uskarżać na brak postanowień… Jest ich tyle w mych ustach! Brak tylko jakiejś małej, drobnej rzeczy…



6 kwietnia.

Wstaję rano, idę na lekcje, odbywam wszystko jak się patrzy — i śmieję się z tego wszystkiego. Jest to tyle warte, co wiatr karmić. [...]