czwartek, 31 grudnia 2020

zdrowia i spokoju życzę.

 

..mija rok...


To czas sporządzania bilansu tzw. życiowych zysków i strat....
To także czas podejmowania i rozważania nowych wyzwań..
Czas podejmowania zmian...w myśl porzekadła:
" Z nowym rokiem - nowym krokiem", aby ku lepszemu.
Tego wszystkim życzę. Pamiętajcie: po deszczu wychodzi słoneczko zza chmur...
Nigdy się nie poddawajcie! Trzeba biec do odmierzonej m e t y...

Dzisiaj wiersz "KLUCZ" pochodzi z tomiku pt:
" Latarnie marzeń w moim mieście".

Zgubione uczucie 

jak złamane skrzydło
p t a k a
chowa się przed deszczem
u c i e k a
by wrócić do słońca
Zranione szczęście 
uczy korekty
ślęczy nad rekapitulacją
w y z n a ń
Szuka odpowiedzi
na pytania, których
z a b r a k ł o
Proste kłamstwa
krzyżują człowieka
Kolejna miłość...
Kusi zmar-twych-stanie...

https://pixabay.com/pl/photos/most-ogr%C3%B3d-japo%C5%84ski-%C5%82uk-park-53769/

niedziela, 27 grudnia 2020

poezjąiproząblogspot: z pozdrowieniem...

poezjąiproząblogspot: z pozdrowieniem...:  Wczoraj skradłam niebu blask zrobiłam to, by jego ciepło ogrzało nas z wiatrem się dogadałam... gęźbiarz bałamutny, stary bies przyrzekł mi...

z pozdrowieniem...

 Wczoraj skradłam niebu blask

zrobiłam to, by jego ciepło ogrzało nas

z wiatrem się dogadałam...

gęźbiarz bałamutny, stary bies

przyrzekł mi, że zagra miłosną kantatę

u serca twojego wrót...

Pomoc nam zadeklarował deszcz

on też ma oczy pełne łez...

Mróz skuł ziemię lodem

nasze serca jednak ocalił

może tak, ot sobie-mimochodem...

Śnieg zakrył szarości brzydotę

białym puchem-przyrzekł nam,

że będzie naszej miłości -dobrym duchem

- rozumiemy WAS - wyrzekły obłoki z nieba

-macie od NAS niebieski dywan

chyba wiemy, czego WAM potrzeba

niebieskie  obłoki, kędzierzawe baranki...

zadumały się z wielkim zatroskaniem...

ależ kierat z tym ludzkim kochaniem...


https://pixabay.com/pl/photos/wi%C5%9Bnie-japo%C5%84skie-kwiaty-bia%C5%82y-2169269/







Wincent Wioln-Koncert Intro...


 

piątek, 25 grudnia 2020

Najpiękniejsza melodia na świecie dla duszy! Słuchajcie! Czarodziejski f...

Beautiful Peaceful Instrumental Christmas Music: Relaxing Christmas musi...

— „Chcę morze zarzucić na głowę, By nikt nie dojrzał łez moich…”

 Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Róże dla Safony

I

Budda głosił naukę swoją bez nadziei,
Ezechiel z Jeremiaszem ciskali gromami
Na żądze ludzkie, hienom podobne i wilkom,
Wielki Sokrates myślał, wojował Psammetyk
Z Asyrii lwem, o śmiercią ziejącej gardzieli,
Gdyś ty, blada i w loków ozdobna ametyst,
Śpiewała, ku Plejadom, o miłości tylko…

II

Jak śmiałaś pisać o różach,
Gdy historia płonęła jak bór w letnim skwarze?
Dziś w bibliotekach kustosz cykl dziejów odkurza,
A za oknem — wiosennie powrotna
Safo śpiewa słowikiem,
Jak jej serce każe.

III

Już wtedy, w Mitylene,
Jak i w całej Lesbos,
Obca jasnym, gajowym i nadmorskim bożkom,
Upadałaś, Miłości, pod ciężarem łez, bo
Jak dziś — byłaś słodko-gorzką…

IV

Safo z puchem nad wargą,
Safo fiołkowłosa,
Gdy jej Eros serce przeszył na wskroś,
Zapatrzona w Plejady wschodzące w niebiosach,
Nazwała go:
GLUKUPIKROS…

V

Safo śniada, Safo długooka,
Drobna i niepozorna jak zwykle słowiki,
Pokochała niejakiego Faona,
Żeglarza urody przedniej,
Który, choć młody,
Lecz nienawidził liryki,
W szczególności safickiej ody.
Jakżeś ubogą była, siostro, przed nim,
Ty, coś demonów usidliła tylu!
Jak pokorną w jego ramionach!
Ach, bo czym byłby słowik bez swojego trylu,
Słowik w oczach głuchego?
Czym jaśminy, nardy
I fiołki pozbawionym węchu lub beznosym?
Czym dla śpiących ułuda księżycowej nocy,
Oplecionej zefirów szarfą?
Safo!
Natchniona!
Więc się i doczekałaś zasłużonej wzgardy
Niejakiego — Faona. 

VI

Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi…
„Safo, co chcesz uczynić?”

— „Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich…”

                                    https://pixabay.com/pl/photos/wald-fioletowy-fioletowy-kwiat-4789959/

Pożegnanie z publicznością - Zbigniew Wodecki "My way" grudzień '16

poniedziałek, 21 grudnia 2020

"Oby się wszystkie trudne sprawy Porozkręcały jak supełki..."

 


Witajcie serdecznie. Już rozpoczęły się przygotowania do  Świąt...


http://eu.blox.pl/resource/ZYCZENIA_w_BOZE_Narodzenie.gif

 Moi DRODZY przyjmijcie ode mnie serdeczne życzenia; zdrowia, spokoju... Niechaj w WASZYCH sercach nadzieja gości...

          [...]  Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki [...]




http://www.apostol.pl/images/glowna70.jpg



Pozwólcie, że zacytuję piękny wiersz ks. Jana Twardowskiego:


Pomódlmy się w noc betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania
By wszystko nam się rozplątało,
Węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki
I oby w nas złośliwe jędze
Pozamieniały jak owieczki
A w oczach mądre łzy stanęły
Jak na choince barwnej świeczki                       
By anioł podarł każdy dramat
Aż do rozdziału ostatniego
Kładąc na serce pogmatwane                        
Jak na osiołka – kompres śniegu        
Aby się wszystko uprościło,
Było zwyczajne, proste sobie,
By szpak pstrokaty, zagrypiony
Fikał koziołki nam na grobie.
 http://fotka.com/grupa/869970/Zyczenia_i_Wierszyki_na_Boze_Narodzenie/
Aby wątpiący się rozpłakał
Na cud czekając w swej kolejce,
A Matka Boska cichych, ufnych,
Jak ciepły pled wzięła na ręce.

środa, 16 grudnia 2020

Wrócisz tu... pierwszym wiosny o d d e c h e m...


Wrócisz tu...

Wrócisz tu...
pierwszym wiosny
o d d e c h e m

Wrócisz tu...

pierwszym bociana
l o t e m

Wrócisz tu...

Będziesz czule
mówił do mnie
wiatru szeptem
Deszczu kroplą
tęsknie ucałujesz

Wrócisz tu...

gwieździstą nocą
nasze serca
jak ptaki
w wiosennym
locie - załopocą...

Wrócisz tu...

oboje czekamy
na spełnienie
S N U



 Alicja  Rupińska

wtorek, 15 grudnia 2020

Karmimy swoje żądze .... hodujemy swoje "przerośnięte" EGO...

 


                         POSZUKIWANIA

Zżerani nienawiścią
Karmieni frazesami
Spalani zazdrością
Namiętnością zniewoleni
Karmimy swoje żądze
https://pixabay.com/pl/g%C3%B3ry-lodge-jezioro-staw-wody-863460/
Hodujemy
E G O                                  
egoistyczne
Niszczymy
człowiek-człowieka
Mieszamy
Litość z uciechą
Nie sprawia nam trudności
korekta błędów
c u d z y ch
Rozgrzeszamy siebie
Potępienie cedując na innych
Czy się zmieniamy?
Czasem
przypominamy sobie,
że  DEKALOG
mamy


niedziela, 13 grudnia 2020

13 grudnia 1981- spisane wspomnienie

 Była czwarta rano....


Trzydzieści dziewięć lat temu, 13 grudnia, zimową nocną ciszę przerwał przeraźliwy sygnał dzwonka okrętowego. Czwarta rano. Alarm bojowy. Wszyscy migiem zajęliśmy swoje stanowiska bojowe. Staliśmy przy kei w porcie wojennym. Co się dzieje? Ćwiczenia ? Wojna ? Przecież alarm bojowy o 4. nad ranem i w dodatku niezapowiedziany to niecodzienność, więc coś się musi dziać. Okręt był gotowy do wyjścia w morze. Każdy był na swoim stanowisku. Co nastąpi? Burza myśli pełnych niepokoju, wizja wojny pojawiła się w głowie każdego z nas.
Po dwóch godzinach wielkiej niepewności zgonili nas do messy. Włączono telewizor. Co się dzieje? Wzrok wszystkich skierowany był na postać generała Wojciecha Jaruzelskiego. Stan wojenny? Jaka wojna? Z kim? Niektórzy mieli lada moment iść do cywila, a teraz? Od tej pory zaczęła się dla nas nowa rzeczywistość. Odwiedzali nas oficerowie z WSW, rozmawiali, pytali o rożne rzeczy: jaka atmosfera panuje na okręcie? Kto z nas ma rodzinę na zachodzie?i takie inne sprawy. Marynarze, którzy byli członkami ZSMP (Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej) i dodatkowo kandydatami na członków PZPR ( Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) zostali oddelegowani do służby w terenie. Zasilili oni tzw. Wojskowo-Milicyjne grupy operacyjne. Ja zostałem jako ten "nieoperacyjny". 

Gryf - zdjęcie zamieszczone w artykule "Okręty Wojenne"
Pierwszy miesiąc stanu wojennego był najgorszy. Przerażała ta cisza, ten brak wiadomości z zewnątrz, ten bezruch.... Codziennie to samo; pobudka, służba, śniadanie, wachty, szkolenia polityczne. Staliśmy w porcie. Po miesiącu rutynowych, czasem monotonnych czynności okręt nasz wpłynął do stoczni remontowej. Otrzymaliśmy nowe zadania: warta na bramie stoczni. Każdy wartujący dostał broń i 3 magazynki ostrych. Rozkaz był jednoznaczny i bezwzględny: jeżeli będzie atak na bramę, to masz strzelać. Jeśli ty nie będziesz strzelał, to ciebie zastrzelą; jak ty nie wykosisz, to ciebie wykoszą. Stojąc na warcie wyobrażaliśmy sobie: a jak rzeczywiście ktoś zacznie nacierać? Czy wtedy będę musiał strzelać?A jak w tłumie pojawi się ktoś, kogo znam? Przecież jesteśmy w stanie wojennym, jesteśmy w zupełnie innej, aniżeli dotąd relacji, mamy inne, niecodzienne zadania. Czasem nasza wyobraźnia była zbyt śmiała. Wyobrażaliśmy sobie, że lada moment natrze na bramę cały tłum. Te wizje podczas długich godzin stania były koszmarem. Tak było od warty do warty. W stoczni remontowej spędziliśmy ponad miesiąc. Później zaczęliśmy wypływać w morze. W ramach ćwiczeń strzelaliśmy do makiet. To były ćwiczenia artyleryjskie. Podczas takiej "strzelaniny" miałem zadanie specjalne: wykręcać klosze z lamp– taki był hałas i trzęsienie, że szklane klosze by tego nie wytrzymały. Wśród nas byli także marynarze z bratnich krajów: ci z Libii mieli swoich szefów i tylko tych słuchali. Mieli też własnego kucharza. Pamiętam, że często jedli baraninę, pili colę i palili Malboro. Pamiętam też ich charakterystyczny zapach pomieszany z zapachem perfum z ówczesnych peweksów. Ich przeciwieństwem,co do wyglądu i zachowania byli Wietnamczycy – bardzo grzeczni i spokojni. Atmosfera na okręcie w pierwszych miesiącach stanu wojennego była iście rodzinna. Naprawdę było tak jakoś inaczej, jak to mówili marynarze. Wtedy każdy "banior" – marynarz, zarówno ten młody, jak ten stary banior (rok służby), czy "kątowy"(1,5 roku służby na łajbie) albo też "dziadek" – rezerwista( po 3 latach służby) był traktowany dość przyjaźnie. Kadra wychodziła i przychodziła po cywilnemu. Zaczęli nawet mówić do marynarzy po imieniu. Coś jakby się zmieniło, zniknęła taka "sztywność" między kadrą, a nami – marynarzami. Pewnie nas wszystkich połączyła ta niepewność jutra. Przedtem bywało różnie... Niejeden z nas dostał niezły wycisk. Pamiętam jak podczas rejsu na pełnym morzu, w czasie sztormu, kiedy pełniłem wachtę na mostku - zauważyłem dziwnie zachowującą się postać... Ktoś stał przechylony przez reling i oddawał "hołd Neptunowi". Po chwili rozpoznałem go. Był to mat, który na naszym okręcie odbywał praktyki, bo miał zostać zawodowym marynarzem. Ja i wielu moich kolegów marynarzy zapamiętaliśmy go jako "sadystycznego, gnębiącego" nas mata. Widząc go w takiej sytuacji, pomyślałem sobie: a widzisz jak to jest. Nie zawsze tak różowo, nie zawsze ty masz władzę i możesz gnębić podległych sobie ludzi. Dopadło i ciebie – pomyślałem. W mojej głowie zrodziła się myśl: a co by było gdybym tak podszedł do ciebie z tyłu i tak po prostu wyrzucił za burtę.Teraz ja mam nad tobą władzę. Może byś sobie przypomniał o ludzkim traktowaniu ludzi? Nie zrobiłem tego. Moje wrodzone człowieczeństwo nie pozwoliło mi na to. Po trzech miesiącach służby dostałem przepustkę. Miałem dość swojego marynarskiego stroju, zwanego kocem. Nawiasem mówiąc- nikt z nas tego munduru nie uwielbiał. Grube, sukienne spodnie i sukienna bluza. Jedynie czapka z odsłoniętymi uszami była dobra w lecie, zakałą okazała się zimą. W takim stroju latem lepiej nie wychodzić. Tak więc chcąc odpocząć od tego nie zawsze wygodnego stroju przebrałem się u mojego wuja w cywilne ciuchy. Skutek tego okazał się fatalny dla mnie. Na ówczesne czasy – lata osiemdziesiąte ( każdy młody chłopak był w wojsku) wyróżniłem się szybko w tłumie. Zdradziły mnie ogolona twarz i krótkie włosy.... Nastąpiła natychmiastowa kontrola WSW. Zawieziono mnie po marynarski mundur i odstawiono do jednostki. Nazajutrz stanąłem do raportu. Dostałem 10 dni "ancla". Znowu nowy porządek dnia: 5.00 rano pobudka + zaprawa, śniadanie o 8.00, a później to już czynności do końca dnia – szorowanie korytarza, sprzątanie terenu,wożenie węgla itp. Z perspektywy lat wspominając, to były często zadania irracjonalne, niepotrzebne, no ale trzeba było mieć zajęcie. Miejsce aresztu też znacznie różniło się od normalności: metalowe łózko zamykane w ścianie, koc i poduszka oraz mały okrągły stolik. Nie wiem do czego.Po anclu znowu wróciłem do służby na okręcie , by odsłużyć zaszczytny obowiązek. 

sobota, 12 grudnia 2020

Czasem z loterią kojarzy mi się los...

 

ZAWSZE WYBÓR


Czasem z loterią
kojarzy mi się los
więc myślę
zły czy dobry fant
jednemu łza
drugiemu żart
na karuzeli zdarzeń
kręci się diabelski młyn
na pojedynek wzywa życie
rusza zegar twojego ja
sekundant sprawiedliwy
Wybierasz broń do walki
jest piękna polana
świeci słońce              
albo pada deszcz
masz do wyboru:
sławę, chwałę,
normalność, cień
wybieraj!
Wchodzisz albo schodzisz
z pola walki
nie podnosisz rękawicy?


...wybierasz broń i ..stań do walki_
http://www.dobroni.pl/rekonstrukcja-zdjecie-wieksze,76405

środa, 2 grudnia 2020

POETA JÓZEF BARAN - AKTORKA BEATA PALUCH GOŚĆMI DOMU KULTURY LSM I TVP3...

z podziękowaniem, z pozdrowieniem..

 polecam   http://studiowsma.pl

Lektor- Cezary Papaj


Alicja Rupińska – Studio Wydawnictwa Świętego Macieja Apostoła w Lublińcu (studiowsma.pl)




piosenki Bułata OKUDŻAWY | Kuba Blokesz

„i ty poezjo kopciuszku przewlekający przemijalne chwile przez ucho igielne liryki.." - Józef Baran- Poeta zagubionych serc- Andrzej Walte

 podaję link do artykułu : Andrzej Walter – Poeta zagubionych serc | Pisarze.pl


   Nie pisałem jeszcze nigdy o jednym z najlepszych polskich poetów przełomu wieków, o którym sam mistrz Artur Sandauer napisał kiedyś, że swoją liryką trafia prosto do ludzkich serc. Jednym słowem nie napisałem nigdy o Józefie Baranie.

   Przyznam się szczerze sam przed sobą, a chyba i przed Wami, że tego właśnie poetę odkładałem zawsze na pewną: własną, indywidualną i osobną półkę biblioteczną, niemal w taki zaginiony świat uniwersum wyrazu niepowtarzalności twórczości poetyckiej. Dla mnie Józek Baran jest, był i pozostanie poetą innym, niemal klasykiem, poetą indywidualnym, poetą, którego słowa brzmią jakoś same sobą i kreują w pewnym sensie własny świat, którego już tak naprawdę się skończył, którego już nie ma.

   Jego staromodność, albo nazwijmy rzecz godniej: starodawność w poezji, jego niepowtarzalny, acz bardzo osobisty i własny styl oraz charakterystyczny język liryczny zawsze mnie zaskakiwał, zadziwiał i fascynował.

   Wiele już przecież napisano o Jego twórczości. Jest dziś chyba jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich poetów, swego rodzaju mistrzem słowa i przekazu oraz wręcz lirycznym „towarem eksportowym”, jeśli nieco strywializujemy (postnowoczesnością) nasz język rzeczywistego i prozaicznego postrzegania. Jednak nie da się ukryć, że wiersze Barana nigdy nie pozostawiają nikogo obojętnym. Są autonomiczne. Oryginalne. Hermetyczne. Jakby opracowana w pocie czół szczepionka z poezji, na przekór kulturze słowa, która podobno się kończy.

   Nic się jednak nie kończy, choć w wierszu „Historio historio …” Józef Baran pisze (pisze bez ogródek, acz smutno, chyba trafiając głęboko … do naszych serc) tak…

„i ty poezjo
kopciuszku
przewlekający
przemijalne chwile
przez ucho igielne
liryki
(…)
ocalaj
to co pomija
ślepa na kolory
głucha
na śpiew pojedynczej duszy

historia”

   Ocalaj, poezjo. To co pomija, coraz brutalniej pomija, niszczy, plami i wyszydza tę skrzeczącą rzeczywistość. Jeżeli chcecie się oderwać. Uwolnić. Chcecie i łakniecie wytrawności słowa i wyjątkowej, spokojnej, cichej, bardzo prywatnej i osobistej lektury bogatej w różnorodne stany, problemy, spojrzenia: na piękno i na bolączki współczesne i chcecie się zatopić w tekstach znakomitych to musicie, powinniście wziąć do ręki właśnie tom poezji Józefa Barana, zawierający wiersze z lat 2015-2020, zatytułowany z przekąsem – „W wieku odlotowym”.

   To tom: pokaźny, bogaty, zawierający niemal dwieście wierszy, podzielonych w pewnym sensie na rozdziały (odnoszę wrażenie, że tematyczne, acz można by rzecz ująć, że dzielące te wiersze na pewne stany duchowe, czy też perspektywy spojrzenia). Tom ten jednak trzyma się pewnej idealistycznej całości, w centrum której zawsze był, jest i pozostanie: człowiek, człowiek bardzo nam bliski… choć być może nawet tam… to po prostu my, ale po „tamtej” stronie zwierciadła.

   Jednym słowem Józef Baran stworzył (wybacz przyjacielu) produkt idealny, w którym niby każdy znajdzie „coś dla siebie”. Ja jednak radzę wczytać się w ten tom głębiej, dosadniej, pełniej… wielokrotnie, powtarzalnie, z delektacją, której warta jest ta lektura, ta poezja – jakby będąca być może pierwszą próbą artystyczną puentowania swego artystycznego życia i twórczości przez artystę (prawie) spełnionego. (uważam, że Józek pobędzie tu jeszcze z nami jakiś czas i pomęczy się – zatem tych prób sumowania będzie więcej), a wiek odlotowy, to podskórna kokieteria (na poły) zmęczonego poety – bo któryż poeta – tu, dziś, teraz – w naszej umiłowanej Polsce XXI wieku nie jest: zmęczony, umęczony i sfrustrowany … tłumami wiwatującymi na jego wieczorach autorskich, setkami ludzi stojącymi ciągle w kolejkach po autograf, wyzłośliwiającymi się wiecznie krytykami o ich twórczości i wreszcie wysoką pozycją społeczną swoich książek?

   Być może dlatego Józef Baran niemal idealnie odtworzył współczesny obraz środowiska literackiego, któremu dał perwersyjny upust w wierszu „Poezjobójcy”
(a fe)

„coraz więcej współczesnych poetów
radosnych wyznawców onana
podnieca się awangardowo
wydając dzikie okrzyki
bez udziału czytelnika
albo w najlepszym razie
przypominając faceta
który w trakcie tej rozkosznej robótki
osiąga kogucią satysfakcję
wcale nie zauważając
czy partnerka – czytaj publiczność
coś z tego dla siebie ma”

   O muzo! Nie być bokserem to jest … nie być wcale. Dlatego Józef Baran przyładował nam w twarz na odlew konsekwentnie utrwalając ten wodewilowy styl opisu ciągnący się już jakiś czas… Miał prawo, bo to święte słowa. Niestety wbrew grupie radosnych wyznawców, którzy szczelnie zapełniają sale tylko dla orłów i wyfruwają potem z orgazmem we włosach przez okna otwarte na świat.

   Na sali pozostają potem tylko rzędy milczących pustych foteli, a raczej tylko krzeseł, gdyż sale z fotelami są dziś zarezerwowane dla bardziej przedsiębiorczych. Nie. Nie będę trywializował wielkiej przecież poezji Józefa Barana. To utwór dla wtajemniczonych. Pozostałe wiersze są naprawdę świetne. (choć ten również filuternie mruży oczy)

 ***


   W tomie „W wieku odlotowym”, który jak nieliczne tomy przemawia własnym, prywatnym szeptem prosto do naszych serc odnajdziemy zarówno „piękne impresje borzęcińskie związane z przyrodą i krajobrazem, jak i przejmujące ekspresje szpitalne o cierpieniu. Są tu też wiersze filozoficzne o starości i śmierci, i wiersze o miłości i umiłowaniu życia. Wiersze o bezsensie i o sensie istnienia. Jak i w poprzednich zbiorach prostota sąsiaduje w nich z wyrafinowaniem i mistrzowską celnością słowa.” Tak anonsuje listopadowe krakowskie wirtualne spotkanie autorskie Biblioteka Kraków i ciężko się z tą opinią nie zgodzić, a nawet ciężko podsumować ten tom jakoś inaczej.

   Józef Baran debiutował w 1969 roku (…), to właśnie rok, w którym przyszedłem na świat. Jednym słowem autor ten skutecznie zaraził swoją poezją całe moje pokolenie, pokolenie o stopień niżej, pokolenie przełomu światów. Czy tak samo stanie się z kolejnymi pokoleniami, które powoli wyważają drzwi rzeczywistości? Obawiam się, że będzie ciężko. Ich strata, choć zdaje się, iż utwory tego Autora uznane są już przez system edukacyjny jako klasyka, ale niestety poziom wyrobienia tej młodzieży oraz nie oszukujmy się – poziom wyrobienia ich nauczycieli nie dorasta do czasów i wyzwań. A wyzwania te są coraz bardziej, jak wiemy klaustrofobiczne. Być może to jednak jest jakaś szansa na ponowne zbratanie się z poezją? Z nadmiaru czasu? Z nadmiaru upadku cywilizacji? Nie wierzę w to zbytnio, ale kto wie.

   Ja drodzy Czytelnicy prochu tu nie wymyślam. O poezji Józka Barana wypowiadali się już inni, a moje odczucie tej twórczości zgodne są przecież z myślą Artura Sandauera o Baranie jako nowoczesnym poecie ludzkich serc i to znajduje jedynie poparcie, że niemal bliźniaczo postrzegają to… „ci inni”.

   Czesław Miłosz zauważył, że Józef Baran: „Jest wyrafinowanym poetą, który łączy tradycyjne polskie wartości z nowoczesną formą”. Zbigniew Chojnowski w Nowych Książkach z kolei napisał: „Józef Baran jest kontynuatorem takich mistrzów czarodziejstwa poetyckiego jak Gałczyński, Twardowski czy Harasymowicz. Wszelako Baran odkrył i zajął w świecie poetów niszę jedyną swoim rodzaju, bardzo osobistą, ściśle autobiograficzną, naznaczoną w większym stopniu rustykalnością”.

   Ta nisza w świecie poetów jest jednak ukierunkowana i nazwana. Znakomicie wpisuje się to w ducha epoki, w atmosferę dziejów naznaczoną dziś: rozpadem więzi społecznych, narastającą, wszechobecną i coraz częstszą samotnością czy osamotnieniem w relacjach z innymi. Ja zauważyła to Anna Dymna: „Czytając jego wiersze, odkrywam, że pytania, które sobie zadaje, zachwyty czy lęki, są też moimi. Jego słowa pomagają mi żyć: są proste, mądre, prawdziwe i trafiają prosto do serca”.
I wreszcie na koniec przywołam słowa mojego mistrza, człowieka renesansu, jak mało kto czującego poezję, legendarnego już historyka literatury z Krakowa profesora Bolesława Farona, który odniósł się nie raz do twórczości Józefa, ale pozwolę sobie zacytować te słowa o Jego wierszach:

   „Z pozoru proste wiersze z wyszukaną bardzo świeżą metaforyką stawiają przed czytelnikiem lustro, w którym może znaleźć swoje odbicie, skonfrontować własne przeżycia z doznaniami poety”.

   Każdy chyba polski poeta chciałby mieć poczucie takiej właśnie oceny swojej poezji… Słowa te jednak nie są przypadkowe. Są poparte realistycznym doświadczeniem po lekturze. To nie krytycznoliteracka figura retoryczna, słowa wytrychy mające uwznioślić wyraz poetyczny – to świadectwo prawdy i autentycznego przeżycia. To chyba najcenniejsze w ocenie. Nie szkic w ornamentach, lecz najprostsze odniesienie do faktycznego doznania…

   Zazdroszczę Józkowi tych ocen, acz uczucie to nie jest w żadnym stopniu opakowane: zawiścią, zazdrością zaborczą, czy zazdrością negatywną wywołującą chęć zdeprecjonowania osiągnięć. To raczej (na pewno) zazdrość (wybaczcie porównanie) kibica piłkarskiego, również grającego namiętnie w nogę, podczas gdy Lewandowski strzela w 10 minut rywalom czwartego gola z efektownej i imponującej półprzewrotki, a stadion szaleje w amoku. Potem wychodzi się na boisko spróbować i jakoś nie wychodzi. Nic to przyjacielu. Nadal kocha się piłkę, nadal kocha się Lewandowskiego i żyje się dalej. To się nazywa autorytet – w tej sytuacji, ot, taki Lewandowski, Boniek, Deyna, Szarmach czy Lato. W poezji to właśnie Baran, Zagajewski, Wawrzkiewicz, Szymborska, Herbert… i inni. Autorytet – słowo dziś często zapomniane, albo co najmniej przemienione w znaczeniu, koncepcji czy w sensie. Z autorytetu prawdziwego, popartego postawą, prawdą i dobrem uczyniono autorytet celebrycki, którego źródeł doszukuje się w pięknie, bogactwie i popularności – tam dziś powędrowały podskórne idee autorytetu … Mój Boże – jakiż upadek. Tak się kończy ten świat.

   Taka to jest poezja Józefa Barana i pewnie dlatego zewsząd słyszę – dajcie już spokój z tym Baranem. Dajmy zatem spokój „z tym Baranem”, zostawmy Barana w spokoju – niech pisze, przecież to wychodzi mu najlepiej. A my przeczytajmy na koniec wiersz Józka Barana jakże źle puentujący ten tekst…

Fraszka na ważniaka

ubierasz swoją nicość
we wszechwiedzące słowa
stroisz niebotyczne miny
balonie nadęty
prochu wygarniturowany którym
za chwilę się staniesz
z szarżą wstęgą tytułem biretem
kaprala
            senatora
                        kardynała
                                   króla
profesora zwyczajnego
albo innego
głupca utytułowanego
jakim wszyscy tu jesteśmy
pod słońcem i gwiazdami

robisz wszystko żeby być Kimś
ale jak już jesteś Kimś
mógłbyś wreszcie
być przez chwilę sobą

   Nie jest łatwo być sobą… poza tym cóż to znaczy: być sobą? Czy dziś w ogóle można być sobą, kiedy świat wymaga od ciebie, abyś był wszędzie kimś innym? Masz być: łatwomanipulowalnym konsumentem w otoczeniu elektronicznej rozrywki chłonącym kierunek poruszania się stada i poruszającym się wraz z nim, masz być trybem w maszynie świata, dobrze naoliwionym i niezawodnym, masz być nikim, numerem, peselem, następnym przypadkiem…

   A przecież wiemy, jak być sobą. Wystarczy przestać słuchać utytułowanych głupców… Powstaje dziś pytanie jak to uczynić?

   Czytajcie Barana. Choć apel to nieco absurdalny. Do kogo? Większość naszych piszących czyta jedynie samych siebie. Ta garstka, która jeszcze czyta innych nie ma siły, aby się odnaleźć, scalić, zsolidaryzować i powiedzieć coś jednym, wspólnym głosem. Cała reszta coś tam czyta, ale poezja jest … za trudna. Wyparto ją z przestrzeni publicznej. A ci, którzy czytają te słowa zapewne i czytali i znają takiego polskiego poetę jakim jest dziś Józef Baran. Pytaniem kluczowym jest – czy potrafią tę poezję: pojąć, odczuć i przeżyć, i czy również trafia głęboko do ich serc… gdyż są to dwie różne sprawy: znać i pokiwać głową – oj tak, ja znam, znam …, a znać naprawdę.

   Ech, dajmy już spokój z tym Baranem…

Andrzej Walter



wtorek, 1 grudnia 2020

Na jesienne wieczory książka, ale jaka????

 PAPIEROWA CZY E-BOOKOWA?


Chodzi oczywiście o wersję książki lub czasopisma. Tego typu pytania coraz częściej się pojawiają w mediach, a także u wydawców i czytelników

W dobie powszechności internetu istnieje obawa, że książka tradycyjna może przestać mieć rację bytu. Odważni spekulują, że może nastąpić taki moment, kiedy zostanie wyparta przez tę elektroniczną. Znikną biblioteki, księgarnie i inne instytucje, które od wieków produkowały, popularyzowały wydania książkowe - te tradycyjne. Szeroko dostępne w internecie książki w pdf czytane są zarówno przez młodzież jak i dorosłych.


Zalety e-booków


Nowoczesna technologia, to nie zawsze zagrożenie, a wręcz nawet pomoc. W tym przypadku też. Chodzi o miejsca w bibliotecznych magazynach. A zapewne i w domowych biblioteczkach też już robi się ciasno od zbiorów pieczołowicie gromadzonych przez lata. Miejsca z książkami to obraz jawiących się stert książek poukładanych w sterty od podłogi, aż po sufit. Upycha się je gdzie się da i jak się da. Te z kolei zbierają kurze i często wygląda to nie estetycznie. Ebooki zaś, zajmują jedynie miejsce na dysku twardym, ewentualnie na innym nośniku przenośnym. Istnieją pod postacią plików w różnych formatach, które może odczytać program komputerowy.
 Poza tym do ich wydania nie potrzeba papieru. Więc oszczędność papieru, a tym samym - mniej ściętych drzew. Zwolennicy tej formy publikacji twierdzą, że jest przez to ekologiczną. Papier zwykle dość szybko się niszczy, jeśli książka jest intensywnie eksploatowana i nie przystosowany do tego czytnik. Nie ma mowy o tym, aby ebooki zbierały kurz. Ta cecha jest doskonałą wiadomością dla bibliotek, szczególnie takich, które muszą gromadzić wszystkie książki, które zostały wydane w kraju. Być może za kilkanaście lat wszystkie zostaną zdigitalizowane, dzięki czemu nie będzie problemu z ich przechowywaniem. Tradycyjne książki ważą czasem... i to ile... A ebooki? Ich waga nie przekracza 200 gramów. Ebooki można też w łatwy sposób kupować. Nie musimy nawet ruszać się z domu, a zakupiony ebooka w chwilę po tym, jak za niego zapłaciliśmy, mamy na własność. Oszczędzamy przy tym sporo czasu i energii. Nikt nie każe nam również stać w kolejkach, przemieszczać się, czy nawet szukać książki w innych księgarniach. W tych internetowych mamy ten komfort, że jeśli książki nie ma w jednej, możemy "wklepać" adres drugiej. Z pewnością książka elektroniczna ma swoje zalety i to inne, aniżeli ta tradycyjna.

WADY E-BOOKÓW


Nowoczesna technologia stawia swoje wymagania przed każdym jej odbiorcą-użytkownikiem. Po pierwsze, żeby korzystać z wersji e-bookowej trzeba mieć swobodny dostęp do komputera. Nie każdego stać na wydatek -koszt nabycia urządzenia (komputera czy specjalistycznego odtwarzacza). Czytelnik ebooków musi być już na tzw. pewnym poziomie kultury technicznej. Większe wymagania urządzeń elektronicznych, których używanie wiąże się z określonym poziomem kultury technicznej. Niedostateczna ciągle jakość wyświetlaczy, powodujące szybsze zmęczenie czytającego i wolniejsze czytanie. Poza tym - tradycyjną książkę można przenieść- z komputerem trudniej. Aczkolwiek nie dotyczy to już w zasadzie notebooka czy czytnika książek elektronicznych. Mało skuteczne techniki zabezpieczania praw autorskich.


W zestawieniu zalet i wad:

- Nie wyobrażam sobie życia bez lektury tradycyjnej książki w pięknej oprawie. Muszę ją widzieć, czuć zapach papieru i słyszeć szelest przewracanych w niej kartek. Muszę ją mieć przy sobie. Kiedy zaczynam czytać zabieram ją do plecaka i ruszam razem z nią w drogę. Ona wędruje razem ze mną. Jest dla mnie jak przyjaciel - obecna i namacalna. Muszę i mogę ją dotknąć. W przypadku książki elektronicznej - nie mam tego komfortu - mówi Agnieszka. - Ja, zamiast czytać lektury te w postaci tradycyjnych opasłych tomów, to wolę obejrzeć film na kasecie lub poszukać streszczania w internecie - szczerze odpowiada gimnazjalista. - Uważam, że ebooki to przyszłość. Tak, stawiam na tę formę publikacji. Sam z niej korzystam i to w dwojaki sposób tzn. czytam, a także publikuję swoje opowiadania - mówi Andrzej. Tak podsumowuje zalety: chronimy lasy, wydanie e-booka jest nieporównywalnie tańsze niż tradycyjnej książki, więc ryzyko dla wydawcy znacznie mniejsze, a co za tym idzie łatwiej początkującemu autorowi wydać książkę w wersji elektronicznej niż tradycyjnej, autor może sam wydać książkę. Jeśli chodzi o wady? - łatwość wydania książki może spowodować zalew grafomanii. Pan Andrzej dodaje jeszcze: - Istotna uwaga: Obecnie e-booki są bardzo popularne w USA, także wśród niektórych uznanych autorów. Niektórzy tamtejsi początkujący autorzy odnieśli sukces na rynku e-booków, także finansowy. Nie pamiętam nazwisk (tych uznanych i tych debiutantów), ale łatwo znajdziesz w sieci. Jeśli to pójdzie w tę stronę co w USA, to książka tradycyjna stanie się tak niszowa jak obecnie jest w Polsce e-book. Także prasa przerzuca się na e-booki. Budzisz się rano i masz w czytniku poranną prasę.

ps. Cóż.. postęp to postęp, ale ja sobie nie wyobrażam domu bez książki w formie papierowej. A może tak mieć, korzystać z formy papierowej i e-bookowej?
     
AR

...lubię poczuć książkę w dłoni, słyszeć szelest stron, czuć zapach papieru ... -AR

poniedziałek, 30 listopada 2020

Dumny próżnością pawia zapomina, że nigdy nie pozna ścieżki żurawia...kto? ano człowiek...

 

Życie ezopową bajką jest

człowiek - czasem znaczy 
               Człowiek
innym razem - zły zwierz
Wygodnie mu w roli pawia,
lisa, kpiarza...
Dumny próżnością pawia
zapomina, że nigdy
nie pozna ścieżki żurawia
niedźwiedź nieświadom siły myszy
Jakże jest w swych sądach nieomylny
zaślepiony swego jasnowidztwa sztuką
zapomina, że cierpkość losu może i jego szuka...
Z chciwością lisią
kalkuluje jak brać swoją złupić
jak otumanić innych, jak bliźnich ogłupić
Nawykły jak kruk się chwalić
zapomina, że jego własna głupota
może go powalić...
Oj człowieku,
gdybyś odnalazł w sobie rozum?
Oj człowieku,
ciągle wszystkiego mało masz...
Cwaniactwo za oręż obierasz
Pani PRÓŻNOŚCI podwoje otwierasz
Czasem...zwyczajem wilka...
strój z owczej skóry przywdziewasz
W ezopowej bajce i w życiu zawiera się NAUKA
Smutne, że dla człowieka, to często zbyt trudna SZTUKA
Zadajmy sobie pytanie: ile znaczy nasza  buta, brak szacunku do drugiego człowieka....itp...jakże nieraz   niektórym łatwo przychodzi śmiać się z innych, łupić ich, krzywdzić...jak łatwo  niektórym ludziom  pławić się w luksusie- myśląc, że ten przywilej tylko  im się należy.. tak trudno takim ludziom zrozumieć innych w potrzebie, myślą, że  są  panami  świata ,że im wolno wszystko...
Mijają wieki, a człowiek wciąż błądzi, szuka, wątpi...
wciąż odczuwa ciepło-zimno; odczuwa ból i zadaje ból; 
Dobrze jak posiądzie choć odrobinę mądrości życiowej, smutne i przykre, kiedy umiera we własnej głupocie-dumie, bezczelności, egoizmie itd. z przekonaniem, że to on ma właśnie rację. Niestety często tak bywa.