wspomnienie tego, jak to było przed laty...
Tytuł: Na wagony ...- autor wspomnień - Janusz Sitniewski -
Na
wagony ...
Rok
1976 - wiosna.
Gdynia.
W
ZSSR rządzi Leonid Breżniew.
W
Polsce - Edward Gierek i Partia.
Należymy
do wesołego obozu państw socjalistycznych.
Dymią
szare kominy, piece hutnicze płoną ,wre praca ...
W
Stoczni im. Komuny Paryskiej słychać huk młotów i ryk szlifierek.
Na
redzie słychać syreny statków. Kolej dowozi węgiel i stal do
stoczni.
Ludzie
pracują,w czasie urlopów remontują mieszkania , spędzają wolny
czas na działkach ogrodowych. Młodzi odbywają zaszczytny obowiązek służby wojskowej. Wszystkich łączy kolejny festiwal
piosenki,Sopot,Opole lub Kołobrzeg. W maju jest kolarski wyścig
pokoju, po państwach socjalistycznych. Naszymi wrogami są ,kaczor
Donald i Myszka Miki. Nasi przyjaciele to Miś z okienka i Jacek
i Agatka. W Gdyni są dwa ośrodki wrogiego nam kapitalizmu: Hala
Targowa i sklepy Pewexu. Można tam kupić i napatrzyć się do woli
na kolorowe opakowania pachnące produkty z innego świata. Są tam
upragniome spodnie, lewisy czy wranglery,a żeby
je mieć trzeba mieć więcej pieniędzy niż rodzicielskie
kieszonkowe. Szybko przez jedną noc można je zarobić na
tzw.wagonach przy ulicy Jana z Kolna. A więc w sobotę wieczorem
stawiamy się przed bramą bocznicy kolejowej. Jest nas czterech z
jednego pokoju w internacie. Niektórzy z nas skończyli już
szesnascie lat.Mały tłumek w różnym wieku ,nawet kilka kobiet.
Wagonów będzie osiem ,z cementem. Należy worki ręcznie wyjąć z
wagonu ,przenieść kilkadziesiąt metrów na plecach i złożyć w
sztaple ,wysokości kilku worków. Praca ma być zakończona do
godziny 6 rano w niedzielę. Po posprzątaniu i zdaniu pustego wagonu
następuje wypłata. Proste, ale nie zupełnie.
Wtaczają
wagony, na podestach wagonów stoi po kilku mężczyzn.To ci, którzy
już daleko na bocznicy zajęli poszczególne wagony. Od nich należy
odkupić wybrany wagon.
Pierwsze
są droższe ,bo bliżej do noszenia worków, dalsze,oczywiście
tańsze, ale mają zaletę jak okaże się póżniej. Otwarto bramę
,biegniemy do wagonów. Za gotówkę albo pół litra można odkupić
jakiś wagon z przodu. Można tez zapłacić rano po wypłacie ,ale
już drożej. Wybieramy drugi wariant.mamy wagon gdzieś po środku.
I jeszcze jedna trudność, która na miejscu zostanie rozwiązana.
Jesteśmy nieletni, a trzeba zostawić w biurze dowód osobisty jako
zastaw – zapewnienie, że nie zostawimy nierozładowanego wagonu.
Poza tym
tylko z dowodem moży odebrać wypłatę. Znajduje się jak na
zawołanie osobnik, który za ustaloną cenę oddaje do dyspozycji
swój dowód .Firmuje jeszcze kilka wagonów.
Przyjdzie
rano po wypłatę. Wszystkie formalności już załatwione.
Przed
nami wagon 'krowa',60 ton cementu,50 kg w worku. Razem 1200 worków
po 300 worków na jednego z nas. Sami ważymy po 50 kilogramów, a
więc robimy,nosimy,układamy. Ściemniło się.Obserwujemy,w
wagonach obok nas wyrzucają cement na tory. Nieopodal są krzaki,
tam też rozsypują cement. Cały plac też wypełniony jest cementem
po kostki. Miejsce składu worków przybliża się do nas,bo nikt nie
wrzuca do góry worków, tylko kładą na dół. Ktoś odpowiedzialny
krzyczy, że należy rozgarnąć cement na torach i na placu, bo rano
placowy nie odbierze roboty.W nocy nosimy jeden worek w trzech,
póżniej już ciągniemy po placu. W wagonie musi być przynajmniej
jedna osoba ,aby nikt nie zabrał nam roboty. Miejsce składu jest
coraz bliżej. Przychodzą nad ranem sprzedawcy ,wódki, piwa i
papierosów. Pojawiają się inni z ofertą odkupienia już częściowo
rozładowanego wagonu. Jakiś wagon jest siłowo zdobyty przez swieżo
przybyłych z miasta.To nas tylko mobilizuje do wytężonej pracy.
Wreszcie
!!! Koniec pracy!!! Przychodzi Placowy, każe sprzątać, podrzucać
, układać,wyrównywać. Zabiera jakiś pieniądz za bałagan...
Niektórzy już mocno pijani. Jeszcze większy tłum ludzi.Przyszła
kasjerka z strażnikiem. Myjemy się w zimnej wodzie ,która się
zaraz skończyła.Nie możemy nic mówić od kurzu.Ledwo stoimy na
nogach. Przychodzi ten od dowodu, pobiera pieniądze.Trzeba podzielić
się z tymi od wagonów,od dowodu osobistego i placowym. Wszędzie
kłótnia,bijatyka,podział pieniedzy.
Po
drodze mijamy sie z grupką młodych ludzi ,którzy przyszli okradać
tych, którzy dostali wypłatę i pijani i zmęczeni położyli się
w trawie.
W
poniedziałek idziemy do lekarza szkolnego. Ból gardła ,czerwone
oczy,nadwyrężone mięśnie i stawy. Włosy to jakiś snopek
słomy.Zwolnienie lekarskie z zajęć szkolnych.Zostało tylko trochę
sił, aby pojechać na Halę w Gdyni,kupić dolary od "konika i
kupić te wymarzone wranglery czy lewisy. Należało je trzymać pod
prześcieradłem, aby ktoś ich nie ukradł.